Zmarłych trzeba szanować

Rozmowa z Łucją i Mirosławem Słowikowskimi, właścicielami rodzinnego przedsiębiorstwa pogrzebowego „Ostatnia Posługa” w Rumi.

- Państwa firma, najstarsza w mieście, powstała prawie dwadzieścia lat temu, dokładnie wiosną 1991 roku. Dlaczego zdecydowali się państwo na prowadzenie tego rodzaju usług?
Mirosław Słowikowski – Żeby podnieść ich jakość, poprawić standard pochówków. Wcześniej zajmowała się tym w Rumi firma komunalna. Uczestnicząc w ostatniej drodze moich krewnych zauważyłem, że poziom usług pogrzebowych jest fatalny, żeby nie powiedzieć tragiczny. Chciałem to zmienić.

 - Co oznacza wysoka jakość usług pogrzebowych?
M.S. – Ich podstawą, najważniejszym elementem, na którym opiera się działalność firmy jest szacunek dla zmarłego człowieka. Trzeba pamiętać, że ten człowiek pracował, uczył się, chodził do kościoła, miał doświadczenia, przeżycia, marzenia. Z tym człowiekiem odchodzi jakaś historia. Nie wolno postrzegać go tylko jako ciało, które należy pochować.
Z takim samym szacunkiem trzeba traktować wszystkich zmarłych, w myśl zasady, że po śmierci wszyscy jesteśmy równi, niezależnie od wieku, wyznania, zamożności.
- Co się zmieniło przez 20 lat w pochówkach i związanych z nimi obyczajach.
M.S. - Bardzo wiele, od przechowywania zwłok w nowoczesnych chłodniach, przez przewożenie trumny z ciałem lepszym samochodem, po zastosowanie nowoczesnych urządzeń, takich jak automatyczna winda do umieszczania trumny w grobie. Mamy dużo większe możliwości. Staramy się o zachowanie tradycji, dbając o najdrobniejsze szczegóły. Oferta większości firm pogrzebowych, również nasza, stała się bogatsza i kompleksowa, na ile pozwala nam przestarzała ustawa z 1954 roku. Z pewnością wzrosła kultura pogrzebów, a tę kulturę tworzą właśnie zakłady pogrzebowe.
Łucja Słowikowska
- Zmieniły się nieco obyczaje, związane z pochówkiem. Nowym elementem jest na przykład stawianie na trumnie lub na specjalnych sztalugach dużego portretu zmarłego, oprawionego w ramki. Zmiany dotyczą różnych szczegółów, na przykład kwiatów. Kiedyś na pogrzebach królowały kalie i róże. Teraz w wieńcach pogrzebowych stosujemy najróżniejsze kwiaty, dobierając je do płci i wieku zmarłego, a także do rodzaju trumny bądź innych elementów.
Staramy się m.in. o odpowiednią oprawę muzyczną. Zatrudniamy muzyka, który na cmentarzu gra na trąbce pieśni religijne lub - według życzenia rodziny – inne. Bardzo często bliscy proszą o „Ciszę”.
- Zdarza się państwu organizować pochówki innych wyznań?
M.S. - Tak, chociaż w większości są to pogrzeby katolickie. Kilkakrotnie chowaliśmy świadków Jehowy, zdarzały się też pogrzeby prawosławne, natomiast nigdy nie organizowaliśmy pogrzebu muzułmańskiego.
- Czy zdarzają się jakieś nietypowe życzenia rodziny?
M.S. – Owszem, m.in. kiedyś poproszono nas, żeby włożyć do trumny wędkę, bo zmarły był zapalonym wędkarzem. Czasem są to wymagania, dotyczące ubioru, nie zawsze czarnego. Na przykład młode kobiety i dzieci często chowane są w białych sukniach. Nie można jednak uznać tego za nietypowe oczekiwania, podobnie jak decyzje o tym, aby trumnę z ciałem nieść do grobu na ramionach, a nie wieźć karawanem.
- Rozmowy z rodziną są na pewno trudne. Jak wobec rozpaczy i żałoby rozmawiać o przyziemnych sprawach, m.in. o załatwianiu formalności, o kosztach.
Ł.S. – To z pewnością niełatwe, ale pomaga nam doświadczenie nasze i naszych pracowników. Aby rozmawiać z ludźmi, którzy opłakują swoich bliskich, trzeba być trochę psychologiem. Musimy wypytać bliskich o różne ważne szczegóły, stanowczo, ale z taktem i kulturą. Czasem trzeba chwilę porozmawiać o zmarłym i pocieszyć jego bliskich.
- Stykacie się państwo na co dzień ze śmiercią, ale również z tragedią ludzką, rozpaczą bliskich zmarłego. Czy to wpływa na waszą psychikę? Czy można się uodpornić na czyjeś cierpienie?
M.S. - Tak do końca nie można się uodpornić i nawet nie powinno się tego robić, ale w jakimś stopniu na pewno udaje się nie przeżywać tych tragedii emocjonalnie. Zawsze jednak mamy współczucie dla rodzin. Gdybyśmy tego współczucia nie odczuwali, gdybyśmy się stali obojętni na cierpienie, zamknąłbym zakład.
Najtrudniej jest wtedy, gdy umiera młoda osoba, a najbliżsi pogrążeni są w wielkim bólu. Nie sposób nie przeżywać takich chwil. Bywa, że wracamy do domu przygnębieni.
W codziennym obcowaniu ze śmiercią pomaga nam na pewno wiara i pewność, że to nie koniec ludzkiego istnienia, że dusza żyje nadal.
- Jak żyć, kiedy w pracy człowiek styka się tylko ze smutkiem, a nigdy z radością. Czy można mieć z takiej pracy satysfakcję.
Ł.S. - Satysfakcja jest wtedy, kiedy po uroczystościach pogrzebowych rodzina wraca do nas uspokojona, często uśmiechnięta. Bliscy zmarłego dziękują nam zadowoleni, że pożegnali go godnie i uroczyście. Właśnie w takich chwilach, a na szczęście zdarzają się one często, czujemy satysfakcję
M.S. – Zadowolenie z pracy wiąże się także z dobrą atmosferą w firmie, zadowoleniem pracowników, od wielu lat tych samych, z którymi rozumiemy się bez słów. Nie będzie przesady, gdy powiem, że w naszym zakładzie panuje rodzinna atmosfera.
- A co ze stresem, związanym z nieustanną walką z konkurencją, zabieganiem o zlecenia?
M.S. – Nie znamy takich problemów. Cieszymy się dobra opinią i nie narzekamy na brak klientów. A co do konkurencji - owszem, jest, jak w każdej innej branży, ale opiera się na uczciwych zasadach. W Rumi jak wiadomo funkcjonuje drugi zakład z podobnym doświadczeniem i podobnym standardem usług. Z firmą „Eternum” pana Jarosława Muszyńskiego nie mamy żadnych konfliktów, podobnie jak z firmami w sąsiedniej Gdyni, Wejherowie i Redzie. Bywa, ze współpracujemy z innymi zakładami pogrzebowymi.
- Wiem, że pan Mirosław jeździ często na krajowe i zagraniczne targi artykułów pogrzebowych, a także na szkolenia.
M.S. – Tak, to osobny szeroki temat. Trzeba być na bieżąco, ciągle się dokształcać, poznawać na przykład nowe metody i preparaty, związane z przygotowaniem zwłok, z kosmetyką lub zabezpieczaniem na czas transportu. Nikt nie ma od początku odpowiedniej wiedzy, ponieważ nie ma żadnych szkół, kształcących w tym zawodzie.
- Dziękuję za rozmowę.